wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział I


             Karczma była zatłoczona. Odór piwa i tytoniu mógł przyprawić nieprzyzwyczajonych o zawrót głowy. Przy ladzie krzątał się karczmarz wraz ze swoją córką. Gwar wypełniał całą salę. Co chwila wszczynano niegroźne bójki. Jej jednak to nie przeszkadzało. Siedziała przy małym stoliku w samym kącie sali. Przy jej nogach leżał wielki biało czarny pies. Jego oczy miały niezwykle nietypowy szkarłatny kolor. Czujnie obserwował wszystkich gości karczmy.
            Siedziała tak bawiąc się do połowy pustym kuflem piwa. Obracała go w dłoni oblewając przy tym czarne rękawice. Spod obszernego kaptura nie było widać  jej twarzy. Na oko nie pasowała do reszty towarzystwa. Jedynie na oko.
            Do karczmy niespiesznie weszło dwóch wojów. Rozejrzało się po karczmie. Dostrzegli ją. Spod ciemnego kaptura wyłoniła się para kocich oczu o barwie bursztynu. Sprawiały wrażenie jakby świeciły. Podeszli do niej trzymając dłonie na rękojeściach mieczy. Wojowniczka zaśmiała się sama do siebie. „Myślą że mogli by mnie powstrzymać taką tępą klingą. Idioci”.- Pomyślała. Czuła czego od niej chcą. Pies cicho zapiszczał poruszając się niespokojnie.
- Ciii… - uspokoiła go jego właścicielka, gładząc miękką sierść na łbie czworonoga. Ten usiadł obok swojej lubej i położył pysk na jej zgrabnym udzie. Wpatrywał się w nią swoimi mądrymi oczami. Uśmiechnęła się do swojego jedynego towarzysza podróży.
            Dwaj sporzy mężczyźni stanęli przed nią i zmierzyli ja wzrokiem. Na ich nieszczęście nie dojrzeli niczego szczególnego.
- Ty jesteś Niriam? – dziewczyna spojrzała mężczyźnie w oczy. Był potężnie zbudowany. Łysa czaszka błyszczała odbijając nikłe światło pochodzące z lamp. Jego oczy miały kolor burzliwego nieba.
-Jam jest. A kim wy jesteście? – Niriam zapytała spoglądając na dłonie swoich rozmówców, które nadal ściskały rękojeść miecza.
- Ja jestem Bezychor, a to jest mój brat Kordylian. Przybyliśmy w interesach. – Kordylian był młodszy od swojego brata. Był również przystojniejszy. Krótko ścięte kruczoczarne włosy nadawały mu męskości. Pod skórzaną tuniką kryło się umięśnione ciało. Nie miała wątpliwości co do tego, że był bardziej wprawiony we władaniu mieczem niż jego towarzysz.
- Domyślam się. Czym mam się zając?
- Tym czym się zajmujesz, pani. – powiedział jakby to był najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Rozchodzi się o to, kim mam się hmm… zająć.
- Aaaaa… chodzi o czarodzieja. – Niriam uniosła brwi. Oczywiście Bezychor nie mógł tego zauważyć. Nie w takim świetle. Nie gdy nosiła ten kaptur. – Drań wodzi za nos wszystkich mieszkańców. Obiecywał pomoc! I nic!
- Jaki rodzaj pomocy? – zapytała z ciekawością.
- Miał zwiększyć ilość zbiorów. Podobno miał zrobić abrakadabra i coś mu chyba nie wyszło! Matki zmykają swoje córki w chatach, byleby trzymały z daleka od naszego magika. Uwodzi młode kobitki. Żądamy by przestał, a on śmieje się nam w twarz.
- Czarodziej powiadasz? – Bezychor skinął głową. – Sześć tysięcy rupuli. Na mniej nie przystanę. 
- Ile?! – ryknął rozwścieczony osiłek. – Znajdę kogoś kto zrobi to za tysiąc.!
- Miej pozór na to iż u mnie masz stuprocentową gwarancję na to, że ja wykonam swoją pracę szybko i dokładnie. – ton jej głosu był zimny i opanowany. Oczy nie wyrażały żadnych uczuć.
- Dam trzy. – powiedział ściskając jeszcze mocniej trzon swojego miecza.
- Przykro mi ale to nie ma sensu.- Powiedziała wzruszając ramionami. Bezychor wyjął miecz nie zaskakując czujnej Niriam. Chwyciła za trójzęby i uderzyła w klingę miecza Bezychora. Brzdęk metalu wypełnił karczmę. Ostrze miecza chłopa upadło z głuchym trzaskiem na kamienną podłogę karczmy.
            Oczy narwańca wyglądały jak spodeczki.
- Powiedziałam sześć i będzie sześć. – syknęła nie patrząc na przerażonego po szpik kostny Bezychora.
-Dd…dobrze – powiedział w końcu drżącym głosem. Niriam schowała trójzęby i usiadła zpowrotem do stołu.
- Załatwię czarodzieja do jutra. -  powiedziała biorąc głęboki łyk piwa. – Wiem gdzie go znaleźć. Nie musicie już mi truć. Po zapłatę przyjdę również jutro. Wiedzcie, iż nie dam się oszukać. – spojrzała na nich swoim kocim wzrokiem. To spojrzenie zmroziło krew w żyłach jej rozmówców.
- Nie mamy zamiaru cię oszukać – po raz pierwszy do rozmowy włączył się Kordylian. Jego głos był gładki, przyjemny wręcz dla ucha. Na twarzy zabójczyni pojawił się upiorny uśmieszek. Uniosła kufel, w którym zostało już niewiele złotego trunku. Wypiła jeden spory łyk.
- Mam nadzieję. Możecie odejść panowie.
            Odeszli. Na twarzy starszego z braci malował się gniew. Sam nie wiedział  czemu zgodził się na warunki stawiane przez tą, że kobietę.  W pewnym sensie jej waleczność i umiejętności gwarantowały powodzenie. Bezychor wyszedł z karczmy w podłym nastroju.
- Karczmarzu! Sam tu! – zawołał jeden z gości gospody. Jego zakazana morda przypominała Niriam kogoś. Tyle, że nie pamiętała kogo.
- Słucham mości panie. – odrzekł karczmarz. Ten zaś gestem nakazał mu by zbliżył się do niego. Zaczął szeptać gospodarzowi coś na ucho. W pewnym momencie oby dwoje spojrzeli w jej stronę. Karczmarz szepnął parę słów na ucho nieznajomemu. Wzrok gościa karczmy znowu zatrzymał się na Niriam. Pies zawarczał głośno obnażając kły. Jego pani uspokoiła go głaskając jego wielki łeb. Karczmarz wrócił do nalewania piwa.
            Wstała od stołu. Podeszła do karczmarza stojącego za ladą i rozmawiającego ze swoją córką.
- Masz może wolne pokoje? – zapytała nie trudząc się o grzeczność.
- A mom. – wręczył mosiężny klucz Niriam.
            Weszła schodami na piętro. Po otworzeniu drzwi do małej izdebki uderzył w jej nozdrza odór stęchlizny i zaduch.  Po za sporym łożem w pokoju znajdował się mały taborecik ze stoliczkiem. Nad ów stolikiem wisiało stare i brudne lustro. Widok z małego okna przesłaniał rozłożysty dąb. Zamknęła z trzaskiem drzwi. Tobołek rzuciła na łóżko. Wyjęła z niego szczotkę z koralowca. Usiadła na małym taboreciku  kładąc  szczotkę na stolik. Rozpięła zapięcie peleryny i delikatnie zsunęła ją z ramion. Rzuciła ją w kąt pokoju nie bacząc na warstwę kurzu osiadłą na podłodze.
            Niriam była najbardziej urodziwą dziewczyną w śród przybranego rodzeństwa. Jej siostry zawsze zazdrościły jej lokowanych włosów w kolorze słomy, sięgających aż do pasa i przenikliwych bursztynowych oczu, w których zakochiwał się nie jeden młodzieniec. Wiele ludzi uznawało ją za aniołeczka. Jednak uroda miała niewiele wspólnego z charakterem. Zadziorna i pyskata diablica o anielskiej twarzyczce i zwinności tygrysa. Tak można ją opisać w kilku słowach.
            Rozpuściła włosy spięte w koński ogon. Przeczesała je szczotką. Kosmyki włosów formowały sprężynki w okuł jej głowy. Patrzyła w swoje lustrzane odbicie.
            Usłyszała skrobanie za drzwiami. Wstała i niespiesznie podeszła do drzwi. Uchyliła je lekko i rozejrzała się po korytarzu. Pod drzwiami leżał jej pies. Uśmiechnęła się i otworzyła szerzej drzwi.
- Przepraszam, że o tobie zapomniałam. – pies odpowiedział jej cichym burknięciem. Majestatycznym krokiem wszedł do izby i wskoczył na łóżko. – Mirmur, nie zapominaj że to moje łóżko.
Pies ziewnął ukazując swoje długie, białe kły. Jego pani spojrzała na niego pobłażliwie.
            Na fryzurę poświęciła nieco więcej czasu niż zwykle. Zebrała włosy i zaplotła wplatanego warkocza zaczynającego się nad lewym uchem a kończącego się pod prawym. Dalej zaplotła kłosa, który przerzuciła luźno przez ramię. Uśmiechnęła się sama do siebie. Odłożyła szczotkę na stolik i wstała. Podeszła do małego okna przez, które wpadało nikłe światło zachodzącego słońca. Mirmur wodził wzrokiem za swoją panią. Podeszła do niego i pogładziła go po łbie.
- Zastań tu. Za nie długo wrócę.
Wstała i wzięła w rękę zakurzoną pelerynę. Otrzepała ją i włożyła na siebie. Spojrzała na swojego pupila i założyła kaptur. Sprawdziła czy ma przy sobie swoją ukochaną broń. Otworzyła małe okienko. Jednym zwinnym krokiem wyszła przez nie i wdrapała się na dach. Stanęła na krawędzi spadzistego dachu i rozejrzała się po pogrążającej się w śnie mieścinie.
- Czas wybrać się na polowanie.

No to mamy rozdział pierwszy
Zachęcam do komentowania i obserwowania.
Nastęony rozdział dodam w sobotę.
Mam nadzieję, że moje wypociny przyoadną wam do gustu
Pozdrawiam serdecznie,
Żużella


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz