Karczma była zatłoczona. Odór piwa i
tytoniu mógł przyprawić nieprzyzwyczajonych o zawrót głowy. Przy ladzie krzątał
się karczmarz wraz ze swoją córką. Gwar wypełniał całą salę. Co chwila
wszczynano niegroźne bójki. Jej jednak to nie przeszkadzało. Siedziała przy
małym stoliku w samym kącie sali. Przy jej nogach leżał wielki biało czarny
pies. Jego oczy miały niezwykle nietypowy szkarłatny kolor. Czujnie obserwował
wszystkich gości karczmy.
Siedziała
tak bawiąc się do połowy pustym kuflem piwa. Obracała go w dłoni oblewając przy
tym czarne rękawice. Spod obszernego kaptura nie było widać jej twarzy. Na oko nie pasowała do reszty
towarzystwa. Jedynie na oko.
Do
karczmy niespiesznie weszło dwóch wojów. Rozejrzało się po karczmie. Dostrzegli
ją. Spod ciemnego kaptura wyłoniła się para kocich oczu o barwie bursztynu.
Sprawiały wrażenie jakby świeciły. Podeszli do niej trzymając dłonie na rękojeściach
mieczy. Wojowniczka zaśmiała się sama do siebie. „Myślą że mogli by mnie powstrzymać
taką tępą klingą. Idioci”.- Pomyślała. Czuła czego od niej chcą. Pies
cicho zapiszczał poruszając się niespokojnie.
- Ciii… - uspokoiła go jego
właścicielka, gładząc miękką sierść na łbie czworonoga. Ten usiadł obok swojej
lubej i położył pysk na jej zgrabnym udzie. Wpatrywał się w nią swoimi mądrymi
oczami. Uśmiechnęła się do swojego jedynego towarzysza podróży.
Dwaj
sporzy mężczyźni stanęli przed nią i zmierzyli ja wzrokiem. Na ich nieszczęście
nie dojrzeli niczego szczególnego.
- Ty jesteś Niriam? – dziewczyna
spojrzała mężczyźnie w oczy. Był potężnie zbudowany. Łysa czaszka błyszczała
odbijając nikłe światło pochodzące z lamp. Jego oczy miały kolor burzliwego
nieba.
-Jam jest. A kim wy jesteście? –
Niriam zapytała spoglądając na dłonie swoich rozmówców, które nadal ściskały
rękojeść miecza.
- Ja jestem Bezychor, a to jest mój
brat Kordylian. Przybyliśmy w interesach. – Kordylian był młodszy od swojego
brata. Był również przystojniejszy. Krótko ścięte kruczoczarne włosy nadawały
mu męskości. Pod skórzaną tuniką kryło się umięśnione ciało. Nie miała
wątpliwości co do tego, że był bardziej wprawiony we władaniu mieczem niż jego
towarzysz.
- Domyślam się. Czym mam się zając?
- Tym czym się zajmujesz, pani. –
powiedział jakby to był najbardziej oczywista rzecz na świecie.
- Rozchodzi się o to, kim mam się
hmm… zająć.
- Aaaaa… chodzi o czarodzieja. –
Niriam uniosła brwi. Oczywiście Bezychor nie mógł tego zauważyć. Nie w takim
świetle. Nie gdy nosiła ten kaptur. – Drań wodzi za nos wszystkich mieszkańców.
Obiecywał pomoc! I nic!
- Jaki rodzaj pomocy? – zapytała z ciekawością.
- Miał zwiększyć ilość zbiorów.
Podobno miał zrobić abrakadabra i coś mu chyba nie wyszło! Matki zmykają swoje
córki w chatach, byleby trzymały z daleka od naszego magika. Uwodzi młode
kobitki. Żądamy by przestał, a on śmieje się nam w twarz.
- Czarodziej powiadasz? – Bezychor
skinął głową. – Sześć tysięcy rupuli. Na mniej nie przystanę.
- Ile?! – ryknął rozwścieczony
osiłek. – Znajdę kogoś kto zrobi to za tysiąc.!
- Miej pozór na to iż u mnie masz
stuprocentową gwarancję na to, że ja wykonam swoją pracę szybko i dokładnie. –
ton jej głosu był zimny i opanowany. Oczy nie wyrażały żadnych uczuć.
- Dam trzy. – powiedział ściskając
jeszcze mocniej trzon swojego miecza.
- Przykro mi ale to nie ma sensu.-
Powiedziała wzruszając ramionami. Bezychor wyjął miecz nie zaskakując czujnej
Niriam. Chwyciła za trójzęby i uderzyła w klingę miecza Bezychora. Brzdęk
metalu wypełnił karczmę. Ostrze miecza chłopa upadło z głuchym trzaskiem na
kamienną podłogę karczmy.
Oczy
narwańca wyglądały jak spodeczki.
- Powiedziałam sześć i będzie sześć.
– syknęła nie patrząc na przerażonego po szpik kostny Bezychora.
-Dd…dobrze – powiedział w końcu
drżącym głosem. Niriam schowała trójzęby i usiadła zpowrotem do stołu.
- Załatwię czarodzieja do jutra.
- powiedziała biorąc głęboki łyk piwa. –
Wiem gdzie go znaleźć. Nie musicie już mi truć. Po zapłatę przyjdę również
jutro. Wiedzcie, iż nie dam się oszukać. – spojrzała na nich swoim kocim
wzrokiem. To spojrzenie zmroziło krew w żyłach jej rozmówców.
- Nie mamy zamiaru cię oszukać – po
raz pierwszy do rozmowy włączył się Kordylian. Jego głos był gładki, przyjemny
wręcz dla ucha. Na twarzy zabójczyni pojawił się upiorny uśmieszek. Uniosła
kufel, w którym zostało już niewiele złotego trunku. Wypiła jeden spory łyk.
- Mam nadzieję. Możecie odejść
panowie.
Odeszli.
Na twarzy starszego z braci malował się gniew. Sam nie wiedział czemu zgodził się na warunki stawiane przez
tą, że kobietę. W pewnym sensie jej
waleczność i umiejętności gwarantowały powodzenie. Bezychor wyszedł z karczmy w
podłym nastroju.
- Karczmarzu! Sam tu! – zawołał jeden
z gości gospody. Jego zakazana morda przypominała Niriam kogoś. Tyle, że nie
pamiętała kogo.
- Słucham mości panie. – odrzekł
karczmarz. Ten zaś gestem nakazał mu by zbliżył się do niego. Zaczął szeptać
gospodarzowi coś na ucho. W pewnym momencie oby dwoje spojrzeli w jej stronę.
Karczmarz szepnął parę słów na ucho nieznajomemu. Wzrok gościa karczmy znowu
zatrzymał się na Niriam. Pies zawarczał głośno obnażając kły. Jego pani
uspokoiła go głaskając jego wielki łeb. Karczmarz wrócił do nalewania piwa.
Wstała
od stołu. Podeszła do karczmarza stojącego za ladą i rozmawiającego ze swoją
córką.
- Masz może wolne pokoje? – zapytała
nie trudząc się o grzeczność.
- A mom. – wręczył mosiężny klucz
Niriam.
Weszła
schodami na piętro. Po otworzeniu drzwi do małej izdebki uderzył w jej nozdrza
odór stęchlizny i zaduch. Po za sporym
łożem w pokoju znajdował się mały taborecik ze stoliczkiem. Nad ów stolikiem
wisiało stare i brudne lustro. Widok z małego okna przesłaniał rozłożysty dąb. Zamknęła
z trzaskiem drzwi. Tobołek rzuciła na łóżko. Wyjęła z niego szczotkę z
koralowca. Usiadła na małym taboreciku
kładąc szczotkę na stolik.
Rozpięła zapięcie peleryny i delikatnie zsunęła ją z ramion. Rzuciła ją w kąt
pokoju nie bacząc na warstwę kurzu osiadłą na podłodze.
Niriam
była najbardziej urodziwą dziewczyną w śród przybranego rodzeństwa. Jej siostry
zawsze zazdrościły jej lokowanych włosów w kolorze słomy, sięgających aż do
pasa i przenikliwych bursztynowych oczu, w których zakochiwał się nie jeden
młodzieniec. Wiele ludzi uznawało ją za aniołeczka. Jednak uroda miała niewiele
wspólnego z charakterem. Zadziorna i pyskata diablica o anielskiej twarzyczce i
zwinności tygrysa. Tak można ją opisać w kilku słowach.
Rozpuściła
włosy spięte w koński ogon. Przeczesała je szczotką. Kosmyki włosów formowały
sprężynki w okuł jej głowy. Patrzyła w swoje lustrzane odbicie.
Usłyszała
skrobanie za drzwiami. Wstała i niespiesznie podeszła do drzwi. Uchyliła je
lekko i rozejrzała się po korytarzu. Pod drzwiami leżał jej pies. Uśmiechnęła
się i otworzyła szerzej drzwi.
- Przepraszam, że o tobie
zapomniałam. – pies odpowiedział jej cichym burknięciem. Majestatycznym krokiem
wszedł do izby i wskoczył na łóżko. – Mirmur, nie zapominaj że to moje łóżko.
Pies ziewnął ukazując swoje długie,
białe kły. Jego pani spojrzała na niego pobłażliwie.
Na
fryzurę poświęciła nieco więcej czasu niż zwykle. Zebrała włosy i zaplotła
wplatanego warkocza zaczynającego się nad lewym uchem a kończącego się pod
prawym. Dalej zaplotła kłosa, który przerzuciła luźno przez ramię. Uśmiechnęła
się sama do siebie. Odłożyła szczotkę na stolik i wstała. Podeszła do małego
okna przez, które wpadało nikłe światło zachodzącego słońca. Mirmur wodził wzrokiem
za swoją panią. Podeszła do niego i pogładziła go po łbie.
- Zastań tu. Za nie długo wrócę.
Wstała i wzięła w rękę zakurzoną
pelerynę. Otrzepała ją i włożyła na siebie. Spojrzała na swojego pupila i
założyła kaptur. Sprawdziła czy ma przy sobie swoją ukochaną broń. Otworzyła
małe okienko. Jednym zwinnym krokiem wyszła przez nie i wdrapała się na dach.
Stanęła na krawędzi spadzistego dachu i rozejrzała się po pogrążającej się w
śnie mieścinie.
- Czas wybrać się na polowanie.
No to mamy rozdział pierwszy
Zachęcam do komentowania i obserwowania.
Nastęony rozdział dodam w sobotę.
Mam nadzieję, że moje wypociny przyoadną wam do gustu
Pozdrawiam serdecznie,
Żużella
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz