sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział II


"Głęboka cisza, której nie przerwie nawet głośne wołanie śmierci"

                Miasteczko pogrążyło się w głębokim śnie. Na polach harcowały nimfy i latikorfy. Niriam omijała je szerokim łukiem. Czuła się pewnie w konfrontacjach z człowiekiem czego nie można było powiedzieć o wszelakich stworach.
            Dom czarodzieja okazał się sporą rezydencją. Drewniany dom kryty strzechą był chroniony przez wiele zaklęć. Na nieszczęście czarodzieja, żadne z nich nie mogło powstrzymać zabójczyni przed dostaniem się do siedziby czarodzieja. Za drewnianym płotem dumnie przechadzał się cerber. Czarodziej musiał użyć zaklęcia zmniejszającego, bo cerber był wielkości przerośniętego psa. Niriam nie miała zamiaru zabijać zwierzaka. Nie on stanowił jej cel.
            Przeskoczyła bezszelestnie przez płot. Cerber uniósł łeb.  Nastawił uszu. Rozejrzał się po ogrodzie. Dostrzegł ją. Już miał zamiar zaalarmować swojego pana o niespodziewanym gościu. Niriam w jednej sekundzie znalazła się tuż przy nim. Uderzyła go dwoma palcami z całej siły w środkową głowę tuż pod lewym uchem. Z doświadczenia wiedziała, że środkowa głowa jest dominująca. Teoretycznie każda głowa ma osobny mózg, ale tylko środkowa potrafi z niego korzystać. Zwierz opadł bezwładnie na ziemie. Z każdego z pysków zwisał niebieski jęzor. Pochyliła się nad bezwładnym cielskiem i pogładziła każdą z głów. Wstała i poszła w stronę domu. Zajrzała przez okno do obszernej izby. W środku paliło się nikłe światło świec. Czarodziej siedział w towarzystwie młodej dziewczyny. Dziewczyna wyglądała na osaczoną. Niram nie miała zamiaru sterczeć przy oknie i robić za gapia. Podeszła do ściany obrośniętej przez bluszcz. Wspięła się po nim i weszła przez uchylone okno na piętrze. Obszerny pokój był zapewne sypialnią. Łóżko zasłane było wełnianym kocem. Niriam usiadła na nim.  Prychnęła widząc zwierzęce skóry zawieszone na ścianie.
            Nie musiała długo czekać. Drzwi do izby otworzyły się z głuchym trzaskiem. Do ciemnego pokoju wszedł czarodziej Julius wraz z młodą dziewczyną. Bardzo ładną dziewczyna. Właściwie to czarodziej siła wepchnął dziewczyną do sypialni. Niriam wstała. Julius dostrzegł postać czającą się w czeluściach sypialni.
- Kim jesteś? I czego chcesz?! – prawie wrzeszczał próbując opanować strach. W odpowiedzi Niriam uniosła głowę pokazując swoje bursztynowe oczy jarzące się w ciemności. Dziewczyna pisnęła z przerażenia. Julius zmarszczył brwi. Na niewiele się mu to zdało. Mrok rozświetlał jedynie księżyc świecący bladobłękitnym światłem.
            Czarodziej uniósł dłonie i wykonał kombinacje tygrysa.
- Błąd! – syknęła przez zaciśnięte zęby. W jednej chwili stanęła przy nim, złapała go za gardło i uniosła ponad podłogę, zanim ten zdążył wypowiedzieć zaklęcie. Rzuciła nim o ścianę jak szmacianą lalką.
            Czarodziej pozbierał się z ziemi i wstał na chwiejnych nogach. Dziewczyna przywarła plecami do ściany. Była przerażona do szpiku kości.
- Czego ode mnie chcesz?! – krzyknął. Wojowniczka zignorowała jego pytanie. – Pytam się!! – znów brak odpowiedzi.
            Rzucił się na nią. Szczęknęły trójzęby. Niriam wykonała efektowny obrót i jednym pociągnięciem rozcięła klatkę piersiową. Z rany mozolnie poczęła sączyć się krew. Czarodziej zatrzymał się i przyłożył dłonie do rany. Jęknął z bólu. Wypowiedział nie zrozumiałe dla zabójczyni słowa. Poczuła silne pieczenie w dłoniach. Jak gdyby płonęły żywym ogniem. Trójzęby wypadły jej z rąk i z głuchym brzękiem upadły na podłogę. Schyliła się i z małej, skórzanej torebki przypiętej do pasa wyjęła srebrny sztylet. Obróciła go w dłoni i rzuciła w czarodzieja nie poświęcając ani chwili na celowanie. Julius zamarł w bezruchu po czym upadł bezwładnie na podłogę.
            Dziewczyna spojrzała na leżącego. Krzyknęła tak donośnie, że Niriam skrzywiła się w grymasie niechęci. Czarodziej miał zamglone otwarte oczy. Usta lekko rozchylone. Na samym środku czoła wbity był sztylet. Błyszczał się w słabym świetle księżyca.
            Wojowniczka podeszła do kulącej się w koncie pokoju dziewczyny. Ta starając się zachować jak największą odległość, jeszcze bardziej przywarła do ściany. Niriam spojrzała na nią łagodnie.
- Idź do domu i nikomu o tym nie mów. – ujęła dłoń dziewczyny i zamknęła ją w swoich. Jej głos był łagodny i opanowany. Jej słuchaczka od razu się uspokoiła. Sama nie wiedziała dla czego, chciała zrobić wszystko co powiedziała by nieznajoma. Jej ciepły głos wzbudzał zaufanie, ale i respekt. – No idź już. – Pospieszyła ją.
            Dziewczyna zerwała się szybko i wybiegła z izby. Niriam podeszła do okna. Widziała jak przerażona dziewczyna ucieka nie oglądając się za siebie.
            Podeszła do trupa i uklęknęła przy nim. Złożyła ręce i odmówiła krótką modlitwę. Z szacunku zamknęła mu oczy. Zacisnęła dłoń na rękojeści sztyletu, drugą ręką przytrzymała czoło czarodzieja. Zerwała z szyi czarodzieja łańcuszek z srebrną różą i schowała go do kieszeni.
- Wybacz. – szepnęła zaciskając powieki. Szarpnęła za sztylet wyjmując go z rany. Po twarzy Juliusa spłynęła jeszcze większa ilość krwi. Wytarła sztylet o wełniany koc. Pozostała na nim czerwona szrama. Podeszła do okna. Ostatni raz spojrzała na leżące ciało. Pstryknęła palcami i natychmiast izba stanęła w płomieniach. Jednym susem wyskoczyła przez otwarte okno. Spojrzała na płonący dobytek czarodzieja. Z okna sypialni wypływały krwistoczerwone języki ognia. Obróciła się na pięcie i ruszyła do karczmy. Nie spieszyła się.
            Wracała tą samą trasa. Wskoczyła przez okno do izby. Gdy tylko jej stopy dotknęły drewnianej podłogi poczuła zimną stal na swoim gardle. Odchyliła głowę w tył by uniknąć skaleczenia.
- Jak wypadły łowy?
- Doskonale. Już dawno się tak dobrze nie bawiłam. Była bym bardzo wdzięczna za informacje gdzie…
-…jest twój pies. – gruby męski głos nie pozwolił jej dokończyć.
- Nie do końca. To nie jest pies tylko wilk. Wilk czystej krwi. Z dolin Brambarii. To gdzie on jest? Jak mniemam nie zabiłeś go. – powiedziała bardzo pewna swojego.
- Skąd ten pomysł. – „Tu cie mam” pomyślała.
- Bo chcesz ze mną porozmawiać. Zabicie mojego pupila nie ułatwiło by ci tego. – błysnęła stal i poczuła jak ostrzem odsłania jej pelerynę. Pasek z bronią opadł na podłogę. Ostrożne przysunął go w swoją stronę. Nieznajomy pozbawił ją broni. Nie licząc małego scyzoryka który chowa w cholewie buta i małego noża które trzymała za paskiem krótkich spodni. Ale nawet gdyby napastnik pozwolił jej wyjąć jeden z nich i tak niewiele by jej to dało. „Szumowina ma dwie katany. Nie mam szans.”.
- Masz racje. Teraz oddaj mi scyzoryk. Ten w bucie.– zamarła. Nikt nie wiedział, że go tam chowa. – Nie udawaj, że go nie masz. I ten nożyk który masz, też proszę.
            Zaklnęła cicho. Schyliła się powoli i wyjęła scyzoryk. Sięgnęła dłonią do paska spodni i wyjęła nożyk. Rzuciła obydwa w stronę tajemniczego przybysza. Ten zabrał katane. Słyszała jak chowa oba miecze do pochew.
- Teraz możemy rozmawiać – powiedział spokojnie. – Twój pies… przepraszam wilk, śpi sobie spokojnie. Siła hipnozy. – zaśmiał się cicho. – Pierwszy raz przeprowadzałem ją na zwierzęciu.
- Dobrze wiedzieć. Co cię do mnie sprowadza? – czuła się nie pewnie. Nie czuła strachu.
- Przybywam z wieściami. Za dwaaście dni odbędzie się zebranie gildii. Powinnaś się na nim stawić.
- Każdemy przekazujesz tak zaproszenia? – zapytała z nutą sarkazmu.
- Nie. Tylko tym najniebezpieczniejszym.
- Kim jesteś? – spytała.
- To nie jest ważne. – w jej stronę poleciał jej pas z przytwierdzonymi trójzębami. Nóż i scyzoryk rzucił na podłogę tuż przy jej stopach. Pstryknął palcami. Z ciemności wydobył się głośny warkot i chrczenie. Odchipnotyzował Mirmura.
- Cicho Mirmur. – uspokoiła go właścicielka. – Grinfinie, przekaż radzie że stawię się za zebraniu.
- Skąd…?
- Moja mała tajemnica. – uśmiechnęła się. Grinfin Podszedł do okna i wyskoczył przez nie bez pożegnamia. Niriam było to nawet na rękę.
            Zdjęła lekkie buty i rzuciła je w kąt pokoju. Rozpięła peleryne i rzuciła ją na taboret. Trójzęby wożyła pod śmierdzącą stęchlizną poduszkę. Zrzuciła z siebie ubranie i otuliła się starą kołdrą. Mirmur wskoczył na łóżko i położył się w nogach wojowniczki. Sen przyszedł od razu niosąc ukojenie.

Kolejny rozdział już dodany,
Chciałą bym bardzo podziękować moim rodzicą,  za wsparcie i wyrozumiałość, gdy nie mogę się oderwać od komputera, by nakarmić kota. 
Serdeczne podziekowania dla Roksany, która bezwzględu na wszystko mówi mi, że jesem genialna.
Mojej pani od polskiego, która jest moim natchnieniem i podporą. 
Dla cioci i wujka, którzy życzą mi wszystkiego najlepszego.

Pozdrawiam wszystkich,
Żużella