"Głęboka cisza, której nie przerwie nawet głośne wołanie śmierci"
Miasteczko pogrążyło się w głębokim śnie. Na polach
harcowały nimfy i latikorfy. Niriam omijała je szerokim łukiem. Czuła się
pewnie w konfrontacjach z człowiekiem czego nie można było powiedzieć o
wszelakich stworach.
Dom czarodzieja okazał się sporą rezydencją. Drewniany
dom kryty strzechą był chroniony przez wiele zaklęć. Na nieszczęście
czarodzieja, żadne z nich nie mogło powstrzymać zabójczyni przed dostaniem się
do siedziby czarodzieja. Za drewnianym płotem dumnie przechadzał się cerber.
Czarodziej musiał użyć zaklęcia zmniejszającego, bo cerber był wielkości
przerośniętego psa. Niriam nie miała zamiaru zabijać zwierzaka. Nie on stanowił
jej cel.
Przeskoczyła bezszelestnie przez płot. Cerber uniósł
łeb. Nastawił uszu. Rozejrzał się po
ogrodzie. Dostrzegł ją. Już miał zamiar zaalarmować swojego pana o
niespodziewanym gościu. Niriam w jednej sekundzie znalazła się tuż przy nim.
Uderzyła go dwoma palcami z całej siły w środkową głowę tuż pod lewym uchem. Z
doświadczenia wiedziała, że środkowa głowa jest dominująca. Teoretycznie każda
głowa ma osobny mózg, ale tylko środkowa potrafi z niego korzystać. Zwierz
opadł bezwładnie na ziemie. Z każdego z pysków zwisał niebieski jęzor.
Pochyliła się nad bezwładnym cielskiem i pogładziła każdą z głów. Wstała i poszła
w stronę domu. Zajrzała przez okno do obszernej izby. W środku paliło się nikłe
światło świec. Czarodziej siedział w towarzystwie młodej dziewczyny. Dziewczyna
wyglądała na osaczoną. Niram nie miała zamiaru sterczeć przy oknie i robić za
gapia. Podeszła do ściany obrośniętej przez bluszcz. Wspięła się po nim i
weszła przez uchylone okno na piętrze. Obszerny pokój był zapewne sypialnią.
Łóżko zasłane było wełnianym kocem. Niriam usiadła na nim. Prychnęła widząc zwierzęce skóry zawieszone na
ścianie.
Nie musiała długo czekać. Drzwi do izby otworzyły się z
głuchym trzaskiem. Do ciemnego pokoju wszedł czarodziej Julius wraz z młodą
dziewczyną. Bardzo ładną dziewczyna. Właściwie to czarodziej siła wepchnął
dziewczyną do sypialni. Niriam wstała. Julius dostrzegł postać czającą się w
czeluściach sypialni.
- Kim jesteś? I czego
chcesz?! – prawie wrzeszczał próbując opanować strach. W odpowiedzi Niriam
uniosła głowę pokazując swoje bursztynowe oczy jarzące się w ciemności.
Dziewczyna pisnęła z przerażenia. Julius zmarszczył brwi. Na niewiele się mu to
zdało. Mrok rozświetlał jedynie księżyc świecący bladobłękitnym światłem.
Czarodziej uniósł dłonie i wykonał kombinacje tygrysa.
- Błąd! – syknęła przez
zaciśnięte zęby. W jednej chwili stanęła przy nim, złapała go za gardło i
uniosła ponad podłogę, zanim ten zdążył wypowiedzieć zaklęcie. Rzuciła nim o
ścianę jak szmacianą lalką.
Czarodziej pozbierał się z ziemi i wstał na chwiejnych
nogach. Dziewczyna przywarła plecami do ściany. Była przerażona do szpiku kości.
- Czego ode mnie chcesz?!
– krzyknął. Wojowniczka zignorowała jego pytanie. – Pytam się!! – znów brak
odpowiedzi.
Rzucił się na nią. Szczęknęły trójzęby. Niriam wykonała
efektowny obrót i jednym pociągnięciem rozcięła klatkę piersiową. Z rany
mozolnie poczęła sączyć się krew. Czarodziej zatrzymał się i przyłożył dłonie
do rany. Jęknął z bólu. Wypowiedział nie zrozumiałe dla zabójczyni słowa.
Poczuła silne pieczenie w dłoniach. Jak gdyby płonęły żywym ogniem. Trójzęby
wypadły jej z rąk i z głuchym brzękiem upadły na podłogę. Schyliła się i z
małej, skórzanej torebki przypiętej do pasa wyjęła srebrny sztylet. Obróciła go
w dłoni i rzuciła w czarodzieja nie poświęcając ani chwili na celowanie. Julius
zamarł w bezruchu po czym upadł bezwładnie na podłogę.
Dziewczyna spojrzała na leżącego. Krzyknęła tak donośnie,
że Niriam skrzywiła się w grymasie niechęci. Czarodziej miał zamglone otwarte
oczy. Usta lekko rozchylone. Na samym środku czoła wbity był sztylet. Błyszczał
się w słabym świetle księżyca.
Wojowniczka podeszła do kulącej się w koncie pokoju
dziewczyny. Ta starając się zachować jak największą odległość, jeszcze bardziej
przywarła do ściany. Niriam spojrzała na nią łagodnie.
- Idź do domu i nikomu o
tym nie mów. – ujęła dłoń dziewczyny i zamknęła ją w swoich. Jej głos był
łagodny i opanowany. Jej słuchaczka od razu się uspokoiła. Sama nie wiedziała
dla czego, chciała zrobić wszystko co powiedziała by nieznajoma. Jej ciepły
głos wzbudzał zaufanie, ale i respekt. – No idź już. – Pospieszyła ją.
Dziewczyna zerwała się szybko i wybiegła z izby. Niriam
podeszła do okna. Widziała jak przerażona dziewczyna ucieka nie oglądając się
za siebie.
Podeszła do trupa i uklęknęła przy nim. Złożyła ręce i
odmówiła krótką modlitwę. Z szacunku zamknęła mu oczy. Zacisnęła dłoń na
rękojeści sztyletu, drugą ręką przytrzymała czoło czarodzieja. Zerwała z szyi
czarodzieja łańcuszek z srebrną różą i schowała go do kieszeni.
- Wybacz. – szepnęła
zaciskając powieki. Szarpnęła za sztylet wyjmując go z rany. Po twarzy Juliusa
spłynęła jeszcze większa ilość krwi. Wytarła sztylet o wełniany koc. Pozostała
na nim czerwona szrama. Podeszła do okna. Ostatni raz spojrzała na leżące ciało.
Pstryknęła palcami i natychmiast izba stanęła w płomieniach. Jednym susem
wyskoczyła przez otwarte okno. Spojrzała na płonący dobytek czarodzieja. Z okna
sypialni wypływały krwistoczerwone języki ognia. Obróciła się na pięcie i
ruszyła do karczmy. Nie spieszyła się.
Wracała tą samą trasa. Wskoczyła przez okno do izby. Gdy
tylko jej stopy dotknęły drewnianej podłogi poczuła zimną stal na swoim gardle.
Odchyliła głowę w tył by uniknąć skaleczenia.
- Jak wypadły łowy?
- Doskonale. Już dawno
się tak dobrze nie bawiłam. Była bym bardzo wdzięczna za informacje gdzie…
-…jest twój pies. – gruby
męski głos nie pozwolił jej dokończyć.
- Nie do końca. To nie
jest pies tylko wilk. Wilk czystej krwi. Z dolin Brambarii. To gdzie on jest?
Jak mniemam nie zabiłeś go. – powiedziała bardzo pewna swojego.
- Skąd ten pomysł. – „Tu cie mam” pomyślała.
- Bo chcesz ze mną
porozmawiać. Zabicie mojego pupila nie ułatwiło by ci tego. – błysnęła stal i
poczuła jak ostrzem odsłania jej pelerynę. Pasek z bronią opadł na podłogę.
Ostrożne przysunął go w swoją stronę. Nieznajomy pozbawił ją broni. Nie licząc
małego scyzoryka który chowa w cholewie buta i małego noża które trzymała za
paskiem krótkich spodni. Ale nawet gdyby napastnik pozwolił jej wyjąć jeden z
nich i tak niewiele by jej to dało. „Szumowina
ma dwie katany. Nie mam szans.”.
- Masz racje. Teraz oddaj
mi scyzoryk. Ten w bucie.– zamarła. Nikt nie wiedział, że go tam chowa. – Nie
udawaj, że go nie masz. I ten nożyk który masz, też proszę.
Zaklnęła
cicho. Schyliła się powoli i wyjęła scyzoryk. Sięgnęła dłonią do paska spodni i
wyjęła nożyk. Rzuciła obydwa w stronę tajemniczego przybysza. Ten zabrał
katane. Słyszała jak chowa oba miecze do pochew.
- Teraz możemy rozmawiać – powiedział spokojnie. – Twój pies…
przepraszam wilk, śpi sobie spokojnie. Siła hipnozy. – zaśmiał się cicho. –
Pierwszy raz przeprowadzałem ją na zwierzęciu.
- Dobrze wiedzieć. Co cię do mnie sprowadza? – czuła się nie
pewnie. Nie czuła strachu.
- Przybywam z wieściami. Za dwaaście dni odbędzie się
zebranie gildii. Powinnaś się na nim stawić.
- Każdemy przekazujesz tak zaproszenia? – zapytała z nutą
sarkazmu.
- Nie. Tylko tym najniebezpieczniejszym.
- Kim jesteś? – spytała.
- To nie jest ważne. – w jej stronę poleciał jej pas z
przytwierdzonymi trójzębami. Nóż i scyzoryk rzucił na podłogę tuż przy jej
stopach. Pstryknął palcami. Z ciemności wydobył się głośny warkot i chrczenie.
Odchipnotyzował Mirmura.
- Cicho Mirmur. – uspokoiła go właścicielka. – Grinfinie,
przekaż radzie że stawię się za zebraniu.
- Skąd…?
- Moja mała tajemnica. – uśmiechnęła się. Grinfin Podszedł do
okna i wyskoczył przez nie bez pożegnamia. Niriam było to nawet na rękę.
Zdjęła
lekkie buty i rzuciła je w kąt pokoju. Rozpięła peleryne i rzuciła ją na
taboret. Trójzęby wożyła pod śmierdzącą stęchlizną poduszkę. Zrzuciła z siebie
ubranie i otuliła się starą kołdrą. Mirmur wskoczył na łóżko i położył się w
nogach wojowniczki. Sen przyszedł od razu niosąc ukojenie.
Kolejny rozdział już dodany,
Chciałą bym bardzo podziękować moim rodzicą, za wsparcie i wyrozumiałość, gdy nie mogę się oderwać od komputera, by nakarmić kota.
Serdeczne podziekowania dla Roksany, która bezwzględu na wszystko mówi mi, że jesem genialna.
Mojej pani od polskiego, która jest moim natchnieniem i podporą.
Dla cioci i wujka, którzy życzą mi wszystkiego najlepszego.
Pozdrawiam wszystkich,
Żużella